środa, 14 października 2009

Tęsknię...

... za pisaniem, za obrożą na szyi, za moim Panem...

Ułożyło się nie tak jak miało się ułożyć. Ale nie jestem zła, ani zawiedziona, ani też pogrążona w smutku. W tej chwili jestem przekonana, że nic bez przyczyny się nie dzieje.
Tak naprawdę to jestem spokojna. Powoli, jeszcze nie do końca, odzyskuję równowagę i stabilność której nie miałam wcześniej. Wiem, że to nie jest powód do radości nie mogąc spotkac się z Panem, choc tyle miesięcy oboje czekaliśmy, nadal czekamy - to jednak mam poczucie ogromnej trwałosci między Nami.

Dziś czuję i wiem, że zasłużyłam na Jego silną rękę, na chłostę. Bez dwóch zdań, powinnam mieć wymierzoną tę najsurowszą. Wiem, że popełniłam i nadal popełniam, wiele błędów których mogę uniknąć. Jednak moja krnąbrna natura często polemizuje z Suką która we mnie istnieje.... bo tak naprawdę wcale tak nie chcę... i póżniej bardzo tego żałuję.
Nie chce byc tą złą... ja zbyt póżno widzę swój błąd którego póżniej, choćbym chciała naprawic - czesto już nie mogę. Staram się... ale to nie jest takie łatwe kiedy stoje na rozdrożu i brakuje mi cierpliwosci.

Chciałabym też zatonąc bez pamieci w Jego najcieplejszym uścisku. Chciałabym żeby łzy oczyściły mnie ze wszystkiego co we mnie niedobre, ze wszystkich negatywnych emocji które przeżywałam i których więcej bym nie chciała.

Jednak nie do mnie należy ocenianie co mogę otrzymać od Pana...

...Tęsknię.