wtorek, 13 lipca 2010

Cała drżałam

Zamknęłam oczy, by móc czuć pełniej.
Związałeś mi ręce podpinając wysoko w górze.
Klęczałam tak, z uniesionymi ku górze rękoma, na zimnej i twardej podłodze. Niezdarnie obróciłam się głową w kierunku ściany. Spuściłam wzrok. Długie włosy okalały twarz.
Ciało malowane uderzeniami skórzanego pasa. Po kilkunastu razach czułam przyjemne pieczenie skóry i jej ciepło. I choć czasami wydaje mi się że nie dam rady już więcej wytrzymać - ja wciąż oczekuję - mocniej, więcej...
Próbuję nie wydawać z siebie dzikiego krzyku, choc czekam na moment kiedy sprawisz, że się wydre.
Moje ciało niekontrolowanie zaczyna całe drżeć. Uwielbiam ten moment bezsilności.
Wydaję z siebie cichy pisk, który jest miarą, że zaczynam się zbliżać do pewnej granicy. Nie krzyczę i nie skamle na próżno. Ale kiedy już zaczynam - to znak że jestem u progu. I krzyk - jeden, krótki i głośny który wydobyłeś z mojego gardła.
Moment kiedy czuję na sobie Twój wzrok, mierzący i pełny skupienia ... choć go nie widzę czuję wyrażnie. Chwila w której decydujesz.
Skóra pali. Podchodzisz i nie przykładając dłoni czuję jej ciepło
-Co czujesz? pada pytanie.
-Jestem teraz kłębkiem uczuć. Nie dotykając jej czuję ciepło Twojej dłoni. Mogę czuć pełniej.

Obracasz mnie przodem. Wygięta w łuk, prawie bezwiednie opadająca ciężarem ciała, podwieszona wciąż rękoma w górze i spuszczoną głową - drżę.
Zamykam oczy. Skupiam się na dotyku, na słowie... oczekując nieznanego.
Głaszcząc mnie po twarzy uspokajasz dodając siły.
Przez moment gładziłeś dłońmi moją talię, dokładnie. Jakbys sprawdzal materiał który zaraz urzyjesz.
Przygotowałeś ja do założenia gorsetu. Innego niż wszystkie jakie były mi dane.
Wracając myślami do tego momentu nie potrafię powstrzymać uśmiechu. Wiesz jak bardzo Twoja Sunia je  uwielbia, a ten był najcudowniejszym... najmocniej zawiązanym... najpiękniej uwydatniający moje kształty. Póżniej była już tylko rozkosz - im bardziej skóra siniała pod uściskiem drewnianych klamerek, tym byłam bardziej dumna. Ten rodzaj bólu wręcz uwielbiam...

Gorące krople wosku spadły na moją pierś. Kolejne były jak spełnienie marzeń o wyzwoleniu, były też próbą mojej samokontroli - piekącej skóry, zapiętych klamerek, wosku ... ścierpnietych już rąk i nóg...
Te ostatnie, gorące krople spadły na rozgrzane do czerwoności pośladki.
Chciałam więcej, znów mocniej. Ostatni taki pisk. Dość.

Wtulam się cała w Ciebie, drobna i bezbronna znajdując ukojenie i bezpieczoństwo w silnych ramionach.
Odsuwasz mnie na chwilę, każąc spojrzeć w lustro
-Spójrz jaka jesteś piękna.
Uwielbiam kiedy podziwiasz moje ciało malowane Twoimi dłońmi. Kiedy się nad nim zachwycasz, i kiedy po wszystkim traktujesz je z czułością jakiej nigdy nie zaznałam.

Uwielbiam....

piątek, 9 lipca 2010

Mantra, moja mantra...

Minęło już sporo czasu. A ja najczęściej wracam myślami do chwili, kiedy zapiąłeś mi obrożę. Powinnam napisać Nam, bo ona scala Nas oboje.
Wiele razy próbowałam to opisać, ale słowa były i będą zbyt małe... Próbowałam inaczej i też nie mogłam. Uważałam, że nawet mój osobisty blog jest zbyt odkrytą cześcią moich wspomnień by je odkryć.
Ale ja wciąż wracam... i posty nowe nie mogą zaistnieć, bo ja wracam do naszej chwili...

 ***
Ułożyłeś mnie na łóżku, delikatnie. Tak jak kładzie się świętość... bo tak się poczułam.
Zawiązałeś oczy białą przepaską.
Szeptałeś słowa... całując każdy skrawek mojej twarzy... By po chwili całować moje łzy.
Całowałeś szeptając sercem...
Słyszałam szepty które odbijaja się w mej głowie do dziś. Jak powtarzana mantra...
Słowem dotknąłeś najgłębszych warstw mego serca.

...Zapiąłeś obrożę.
Kochałeś mnie sercem. 

 Suka, która nie była w tejże chwili szmacona a kochana.
To takie przewrotne - kiedy kochasz możesz mnie mocniej upodlić.
Kiedy kocham, mogę oddać się całą swoją uległością do Ciebie.
Inaczej nie potrafię.

Muzyka docierała do mojego serca. Dotyk koił skórę....
Takie chwile zdażaja sie tylko raz, I trwają wiecznie.
Dotarłeś do wnetrza mojego serca.



Zamykam powieki i ... 
               
                                   ...Ty wiesz.